piątek, 31 lipca 2015

Capitulo Dos

Leże na  łóżku wodnym ustawionym w moim drugim pokoju i czekam na przybycie Ludmily. Powinna być tu za trzy minuty i czternaście sekund, nienawidze jak ktoś się do mnie spóźnia, więc mam nadzieje, że zdąrzy. Mamy rocznice związku, więc nie chce się dziś z nią kłócić.
- Katrina, do mnie! - wołam swoją gosposie, która w ciągu kilku sekund stoi już w moich drzwiach.
- Tak paniczu? - jak ostatnia sierota ślęczy przy tych drzwiach i trzęsie się ze strachu, dlaczego Ci wszyscy ludzie tak na mnie reagują?
- Jak przyjdzie Ludmila przyprowadź ją tutaj, potem przynieś kwiaty, zerwij jakieś z ogrodu, potem przynieś kolacje, kiedy zawołam Cię, abyś sprzątnęła talerze, pospiesznie je weźmierz i wyjdziesz. Nie masz prawa wchodzić do tego pokoju, do jutrzejszego śniadania, zrozumiałaś?
- Tak jest paniczu, mogę odejść? - wykonuje ruch ręką, dając jej do zrozumienia, że ma się oddalić, jednak moja samotność nie trwa długo.
- Mogę wejść kochanie? - nie kurwa, zaprosiłem cię po to, żebyś postała pod drzwiami, gdzie ta dziewczyna ma mózg?
- Wchodź - po chwili do środka mojego pokoju wchodzi uśmiechnięta Ludmila - cześć skarbie, chciałeś mnie widzieć?
- Tak - wyjmuje za poduszki białą papierową torebkę z czarnym napisem Victoria's Secret i  podaje zaciekawionej dziewczynie - wszystkiego najlepszego z okazji naszego roku.
- Drugiego roku - poprawia mnie, a ja posyłam jej zdziwione spojrzenie.
- Drugiego?
- Tak Fede, dwa lata razem - przewraca oczami i chyba nie za bardzo wierzy w moje dobre intencje.
- O jezu, co to za różnica? Jesteś ze mną to się ciesz - warczę i rzucam w nią torebką - lepiej idź do toalety się przebierz. Nie kupowałem tego na marne.
Słyszę ciche prychnięcie wychodzące z jej ust, a już po chwili blondi znika mi z pola widzenia, za drzwiami łazienki.
I w tym właśnie momencie do mojego pokoju wchodzi ta popaprana gosposia.
- Czy ja nie wyraziłem się jasno? Miałaś tu nie wchodzić! Naprawdę jesteś tak głupia? - po raz kolejny tego dnia ta bezużyteczna suka zlekceważyła mój rozkaz, oby miała poważny powód tego wtargnięcia.
- Kazał mi panicz przynieść kwiaty i kolacje, więc przyniosłam - niestabilny oddech, spojrzenie spierowane w dół, ale się boi, albo jest napalona.
- Wypieprzaj stąd w podskochach i nie wracaj do śniadania i nie waż się smarować jutrzejszego omletu Nutellą, bo zwariuje. A teraz z uśmiechem na ustach idź do mojego tatusia i powiedź, że jutro wieczorem odchodzisz. Albo ty załatwisz to w ten sposób, albo ja wezmę sprawy w swoje ręce, a to wcale nie będzie przyjemne.
Rozpłakana wybiega z mojego pokoju, w tych czasach trudno o dobrą pomoc domową, no cóż wybrakowanych plebsów warto się pozbywać.
Siadam na łóżku i próbuje zastanowić się nad życiem, kiedy nagle z łazienki wychodzi moja dziewczyna, ubrana w skąpą bieliznę i czarne lakierowane szpilki, z czerwonymi podeszwami od Christiana Louboutina. Muszę przyznać, że wygląda zniewalająco dobrze.
- Obróć się - blondynka posłusznie wykonuje moje polecenie i obraca się  wokół własnej osi. Podniecenie jakie ogarnęło mnie w tej chwili jest nie do opisania. Fala gorąca uderzyła we mnie z nienacka, zacząłem stawać się niewolnikiem wdzięków, które ukazywała mi w całej swojej okazałości.
- Podoba Ci się kochanie? - wstaje z łóżka i podchodzę do onieśmielonej dziewczyny, delikatnie chwytam ją za dłonie i splatam nasze palce ze sobą - Jesteś przepiękna.
  Ktokolwiek ze Studia słysząc taki komentarz padający z moich ust, zapewne dostałby zawału, albo bóg wie czego jeszcze. Komplementowanie innych nigdy nie przychodziło mi z łatwością, jednak uroda Ludmily zawsze budziła we mnie coś w rodzaju podziwu. Uważam ją za ideał kobiety, której w pełni należą się drobne, choć szczere komplementy.
- Dziękuje Federico - wyrywa swoją drobną rękę uścisku i przykłada do mojego policzka. Gładzi go przez chwile smukłymi palcami, zostawiając gorące ślady na mojej skórze.
- Nie dziękuj, to mój obowiązek - marszczę brwi i złośliwie się do niej uśmiecham - a teraz tańcz.
- Słucham?  - zaniepokojona odsuwa się ode mnie o jeden krok do tyłu.
- Chce, żebyś dla mnie zatańczyła, widzisz w tym jakiś problem? - zagryzam dolną wargę, mam na nią ochotę i zrobię wszystko, aby wziąć ją tu i teraz.
- Federico nie chce tego robić, wstydzę się.
- Skoro się mnie wstydzisz, to nie widzę dla nas przyszłości, ubierz się i idź do domy - odwracam się do niej plecami i czekam na jej ruch. Wiem, że za chwile podejdzie do mnie i zrobi to co jej kazałem.
- Federico, ale ja - słyszę jak łamie jej się głos, jest bliska płaczu - błagam, nie rób mi tego.
- Jeżeli nie jesteś w stanie zrobić dla mnie czegoś tak prostego, to bezsensu jest to dalej ciągnąć - udaje podłamanego, aby nie wyjść na beszczelnego chama. Ale do przewidzenia jest to, że za moment pęknie i będzie próbowała zaspokoić moje porządanie.
- Zrobie to - oj maleńka, jesteś taka przewidywalna - tylko błagam nie zostawiaj mnie.
- Zobaczymy jak się spiszesz.
Po chwili zostaje brutalnie rzucony na łóżka, a dalej moim ciałem zajmuje się zdolna blondynka, której ruchy podczas tańca już na zawsze zostaną w mojej głowie.
Zmęczony opadam na łóżko obok nagiej dziewczyny, która z trudem próbuje przykryć ciało kocem. Po kilku minutach patrzenia na jej męczarnie, postanawiam pomóc i szczelnie opatulam ją z każdej strony, aby nie zmarzła.
- Dziękuje - próbuje posłać mi szczery uśmiech, z którego wychodzi zniechęcający grymas. Jest smutna, ale szczerze mam to w dupie.
- No i co było tak źle? Nie potrafie zrozumieć czego tak bardzo się bałaś.
- Nie było fajne Federico, czułam się jak dziwka - z trudem wymawia ostatnie słowo, a po jej policzku spływa samotna łza i, że teraz będzie mi się tu rozklejać tak?
- Ale moja dziwka - mówię pewnym głowem i zerkam na reakcje Ludmily.
W sumie na jej brak reakcji. Ferro nie jest w stanie mi się przeciwstawić, zdaje sobie sprawę z tego, że niesubordynacja, może pozbawić ją mnie, a tego po prostu by nie przeżyła.
- A co z nami? Nie zostawisz mnie prawda? - obracam głowę w jej stronę i zatapiam oczy w czystym bursztynie.
- Uznajmy, że podołałaś zadaniu.
- Czyli, że dalej jesteśmy razem? - pyta z nieukrywaną nadzieją.
- Tak, ale musisz starać się trochę bardziej, bo zaczynam męczyć się tym związkiem - muszę ją trochę postraszyć, niech nie myśli sobie, że wszystko będzie proste.
- Federico, ale ja już staram się jak mogę, trudno mi być blisko Ciebie, kiedy stawiasz między nami mur.
- Ludmila nie każe Ci być blisko, tylko każe Ci się starać, kupiłaś mi w ogóle jakiś prezent na rocznice? - no chyba nie przyszła do mnie z pustymi rękoma, mam nadzieje, że to jakiś ładny zegarek, albo drogie perfumy.
- Tak, mam - dziewczyna sięga po torebkę firmy Chanel i wyjmuje z niej średnie pudełko, które wcale nie przypomina zegarka - Proszę kochanie.
Rozpakowywuje karton, a moim oczom ukazuje się ramka z naszym zdjęciem.
- Co to jest? - pytam zdenerwowany.
- To zdjęcie zrobiliśmy w pierwszym tygodniu naszego związku, pomyślałam, że kiedy Ci je dam to zrobi Ci się miło.
- Robisz sobie ze mnie jaja Ludmila? - rzucam ramkę w ścianę, a ta roztrzaskuje się na drobne kawałki - to ja kupuje Ci drogą bieliznę, a ty dajesz mi taki śmieć?
- Federico, ale ja myślałam, że...
- Nie myśl Ludmila, nie myśl, bo Ci to nie wychodzi. Wyjdę teraz się przewietrzyć, a ty zastanów się nad sobą - zakładam na ciało ubrania, których wcześniej zostałem pozbawiony i wsłuchuje się w cichy szloch -czy ty zawsze musisz wszystko spieprzyć Ferro?
Nie czekam na odpowiedz tylko wychodzę z pokoju zostawiając roztrzęsioną blondynkę samą. Jak ona mogła mnie tak zlekceważyć? Muszę poważnie zastanowić się nad naszym związkie, bo jak narazie nie mam ochoty być z kimś tak beszczelnym jak ona.

czwartek, 30 lipca 2015

Capitulo Uno

  Znienawidzona przeze mnie lekcja historii muzyki, właśnie dobiegła końca. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda, ale i tak mam z niego szóstkę. Zresztą moje świadectwo ma same najlepsze oceny, co się dziwić na każdym roku staram się jak głupi, aby podołać wyzwaniom i osiągnąć jak najlepsze wyniki. W końcu jestem Cuwaliac, a Cuwaliac potrafi zrobić wszystko.
Wychodzę z klasy jako pierwszy jak na prawdziwą gwiazdę przystało, idąc po korytarzu czuje na sobie spojrzenia wszystkich dziewczyn, które w swoich fantazjach zdejmują z mojego ciała ciasne rzeczy.  Oczywiście, schlebia mi to, ale ja wybrałem już jedną i mimo swoich chamskich zachowań jestem jej wierny. Ludmila zawsze starała się o moje względy, robiła wszystko, abym tylko na nią spojrzał. Od momentu naszego poznania uważałem ją za atrakcyjną dziewczynę, w której widać potencjał. Jednak przeszkadza mi  ten jej anielski charakter, który jak to mówi mój ojciec ma na mnie dobry wpływ. Wracając panna Ferro musiała zrobić naprawdę dużo, abym zdecydował się na tak poważny krok jak związek. Od zmiany stylu na bardziej elegancki i gustowny, przez bycie posłuszną, aż do oddania mi swojego ciała i przysięgnięcie wierności.
  Spoglądam w stronę mojej szafki, a moje oczy dostrzegają siedzącego przy niej Maximiliana. Co ten człowiek wyrabia, przecież jako moja prawa ręka nie powinien siedzieć na ziemi i robić z siebie pośmiewiska.
- Maximiliano, wstawaj - warczę w stronę bruneta, który na mój widok szczerzy się jak idiota.
- Federico, w końcu jesteś. Czekałem, tam gdzie mi kazałeś - wskazuje palcem na miejsce, w którym siedzi i uśmiecha się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle możliwe.
- Ale po co? Nie kazałem Ci tutaj siedzieć Maximiliano, mogłeś iść na zajęcia - przewracam oczami i otwieram szafkę.
- Wiem, ale chciałem złapać Cię przed Ludmilą.
- No to Ci nie wyszło, widzieliśmy się rano - odpowiadam, na co mój kompan wypuszcza z siebie wiązanke przekleństw.
-Macie dzisiaj rocznice związku - brunet otwiera swój plecak i wyjmuje z niego średniej wielkości pudełko owinięte różowym papierem dekoracyjnym - kupiłem jej prezent za Ciebie, bo wiedziałem, że zapomnisz.
- Okej - przejmuje od niego opokowanie i delikatnie nim potrząsam, zastanawiając się co jest w środku, mam nadzieje, że kupił coś w moim stylu, żeby się nie domyśliła.
- A może jakieś, dziękuje co? - patrzy na mnie wyczekująco, na co ja tylko przewracam oczami.
- Sądzę, że moje pozwolenia, na naszą znajomość, jest wystarczającą rekompensatą - ja i podziękowania, jeszcze czego. Powinien skakać  z radości, że pokazuje się z nim publicznie.
- Co ona w tobie widzi? - wzdycha, po czym kładzie mi rękę na ramieniu, którą oczywiście odrazu strącam.
- To czego Natalia, nie może zobaczyć w tobie - moje słowa napewno sprawiły mu ból, patrząc na to, że ugania się za Navarro od dobrych dwóch lat. No cóż, tak właśnie jest. Jeden zdobywa wszystko, a drugi kopany jest po dupie, przez całe swoje marne życie.
  Chodzę po różnych zakamarkach Studia, w celu znalezienia Ludmily, niestety nie dane jest mi jej chyba dzisiaj zobaczyć. Powinienem pogratulować sobie za wytrzymanie przy jej boku całego roku.
Gdy wchodzę do szatni, do moich uszu dochodzą dźwięki padających słów, wiem, że nie ładnie jest podsłuchiwać, ja nawet nie mam wzwyczaju tego robić, jednak tym razem rozmowa bardzo mnie interesuje.
- Lu powinnaś zakończyć ten toksyczny związek, on Cię wyniszcza - męska, mocna barwa głosu, która należy do Hernandeza sprawia, że mam ochotę oderwać sobie uszy, byleby tylko nie słyszeć go nigdy więcej.
- Ale ja go kocham - kochasz, miłujesz, ubóstwiasz i całujesz po stopach kicia. Jestem twoim uzależnieniem i nic do zakichanej śmierci z tym nie zrobisz.
- On ma Cię w dupie, przejrzyj w końcu na oczy i skończ z tym popapranym dupkiem, zanim będzie za późno, już jest wrednym chamem, nie zdziwiłbym się, gdybyś za kilka dni dostała od niego w twarz, niby przez przypadek - jego teza jest dość bolesna, nigdy nie uderzyłbym kobiety, a już napewno nie Ludmily.
- Nie zrobiłby tego, on mnie kocha. Wiem, że pod maską obojętności znajduje się chłopak wart całej miłości, którą go darze.
Mimowolnie uśmiecham się do siebie, choć wiem, że nie powinienem. Wiem, że Ferro mnie koch... lubi bardziej niż powinna. Uczucie, którym mnie darzy szczerze mnie zawstydza.
- Co ten paskudny chuj z tobą zrobił? Czy ty nie widzisz, że on Cię nie kochał, nie kocha, ani nie pokocha, ten człowiek nie jest do tego zdolny i nie zmienisz tego.
- Przestań Diego, nie pozwalam Ci tak o nim mówić. Każdy człowiek ma w sobie dobro, trzeba tylko pozwolić wyjść mu na światło dzienne. Federico jest wyjątkowym człowiekiem, nie pokochałam go za miliony, które ma na koncie, ani za wygląd anonisa, pokochałam go za jego ludzką stronę i zrobie wszystko, abyś zmienił o nim zdanie.
   Widzę jak Ludmila wstaje z ławki i udaje się w stronę wyjścia ze szkoły, a już po chwili ją opuszcza. Jak widać nie miała ochoty na spotkanie ze mną, a ja nie mam zamiaru ganiać za nią jak jakiś pies, w końcu to zadanie należy do niej.

   Razem z Maximilianem postanowiłem udać się do centrum handlowego, w celu zakupienia czegoś ładnego dla Ferro. Wiem, że Ponte kupił jej już za mnie złotą bransoletkę, ale to totalnie nie w moim stylu, przecież każdy wie, że stać mnie na coś o wiele droższego.    
  - Federico, daleko jeszcze? Nogi mnie bolą - posyłam mordercze spojrzenie karłowi obok. Wstyd mi za niego, kiedy patrze na szmaty w których chodzi, to aż mnie skręca w żołądku. Muszę zadbać o jego garderobę, bo sam sobie nie radzi.
- Już niedaleko, za rogiem jest Victoria' s Secret.
- A ja myślałem, że bransoletka załatwi sprawę. A tak w ogóle kiedy zamierzasz jej to dać? Jutro raczej nie wypada, powinieneś pofatygować się i iść do niej, wtedy w jakiś sposób pokazałbyś jej, że Ci zależy.
- Nie, zadzwoniłem do niej po wyjściu ze Studia i kazałej jej przyjść do mnie pod wieczór - czy on naprawde myślał, że ja się będę starał? Ludmila jest na każde moje skinięcie palcem, aż szkoda byłoby tego nie wykorzystywać.
- Trudny z Ciebie człowiek Federico - ciężko wzdycha, a mnie po prostu chuj strzela.
- Nie jestem trudny, po prostu chcę tego co należeć ma do mnie. Jeżeli ja chce, żeby ona przyszła, to ma przyjść w podskokach, z uśmieszkiem na tej swojej niewinnej buźce i to wszystko - zatrzymuje się przed sklepem i odwracam wzrok na Maximiliana - Jestem Cuwaliac, a to czyni ze mnie pana tego świata. Jeżeli nie potrafisz tego zrozumieć, to nie jesteś godny życia, które masz.
- Rozumiem i przepraszam, nie powinienem tak mówić - staje przed nim i nachylam się tak, że oczami jesteśmy na tej samej wysokości.
- Zapamiętaj sobie Ponte, że ze mną nie warto zadzierać. Tym razem Ci daruje, ale następnym razem powstrzymuj się, bo jeszcze przez przypadek ty i twoja rodzina wylądujecie pod moste, a tego byśmy chyba nie chcieli prawda?
   Brunet kiwa przecząco głową i spuszcza wzrok w dół, mam nadzieje, że teraz już zrozumie i wbije do tej swojej pustej głowy co wypada, a czego nie wypada mówić w moim towarzystkie, bo jedno złe słowo może zniszczyć mu całe życie, które i tak nie jest warte zbyt wiele.

Prolog

- Katrina! Katrina! Gdzie moje naleśniki? - krzyczę po raz szósty do mojej gosposi - albo zobacze je tu w przeciągu minuty, albo powiem tacie, aby Cię zwolnili.
Co to za zachowanie, jak można kazać czekam mnie, Federicowi Cuwaliacowi. Czy ona nie wie kim ja jestem?
W przeciągu kilku sekund drzwi do mojego pokoju otwierają się i wchodzi przez nie wspomniana pomoc domowa.
- Paniczu Federico, ja przepraszam. Musiałam zanieść kawę, do gabinetu...
- Gówno mnie obchodzi co robiłaś, to ma się więcej nie powtarzać - zerkam na śniadanie postawione na tacy, a moja krew, aż buzuje - Czy ty robisz sobie ze mnie jaja?
Przerażona kobieta spuszcza głowę i wpatruje się w czubki swoich pantofli.
- Ile razy mam Ci mówić, że nie lubie nutelli, do cholery jasnej czy to tak trudno pojąć? - zrzucam naleśniki na podłogę i wstaje z łóżka - jesteś bezużyteczna, masz zrobić mi nowe w tej chwili, czekam pięć minut i ani chwili dłużej zrozumiałaś?
- Tak jest paniczu Federico - szepczę niepewnie, mógłbym przysiąc, że wygląda jakby za chwile miała się rozpłakać.
I dobrze, niech wie kto tutaj rządzi.
Jestem panem tego świata, a zwykli ludzie powinni się do tego dostosować.
- Skoro zrozumiałaś to powiedz mi co ty tu kurwa jeszcze robisz? Wypierdalaj do kuchni.
Gosposia wybiega z mojego pokoju, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Ma szczęście, że nimi nie trzasnęła, bo moja głowa nie wytrzymałaby tego huku.
Wstaje z łóżka i podchodzę do biurka na którym stoi mój srebrny iMac, którego włączam. Odchodzę od niego i podchodzę do garderoby.
- Alfredo! Alfredo do mnie! 
  Alfredo Bing to praktycznie jedyny pracownik w tym domu, którego toleruje.
- Jestem paniczu - odwracam się za siebie, a moim oczom ukazuje się prywatny stylista, którego wynajęła mi matka - w co masz ochote się dzisiaj ubrać?
- Coś eleganckiego. Muszę się pokazać ludziom w Studiu, pamiętaj, że jestem najlepszy i właśnie tak mam wyglądać - dokładnie, Federico Cuwaliac, najlepszy z najlepszych, gwiazda estrady, centrum świata, słońce w układzie słonecznym. To wokół mnie kręci się wszystko.


  Przekraczam próg Studia On Beat, ubrany w białą dobrze dopasowaną do mojego ciała koszulę, granatową marynarkę od Ermenegildo Zegna, półeleganckie spodnie w kolorze ciepłego bursztynu od Pantaloniego Torino, oraz klasyczne, czarne buty od Tanino Crisci, na moim prawym nadgarstku dojrzeć można złoty zegarek od Michaela Korsa, bez którego nigdy nie wychodzę z domu.
  Wzrokiem lustruje wszystkie marne istotki, mające czelność znajdować się na tym samym korytarzu co ja, no cóż plebs zawsze będzie próbował w jakiś sposób się wywyższyć, niestety kiedy pojawiam się ja, to ich szanse maleją do zera.
Podchodzę do szafki i otwieram ją prostym hasłem, którym jest data dnia, w którym dostałem od ojca mój ukochany samochód, czerwone Ferrari 488.
- Hej kochanie - spoglądam wzrokiem na postać ślicznej dziewczyny stojącej obok.
- Cześć - odpowiadam bez najmniejszych emocji i wracam do szukania zeszytu do nut.
- Nie przywitasz się? - zakłada mi ręcę na szyje i delikatnie całuje mój policzek, ja natomiast w ogóle nie reaguje na jej próbe zbliżenia.
- Ludmila, nie mam teraz czasu - wyjmuje zeszyt i zamykam drzwiczki szafki.
- Ty nigdy nie masz dla mnie czasu.
- Zobaczymy się na zajęciach - mijam smutną dziewczynę i kieruje się w stronej tak uwielbianej przeze  mnie sali śpiewu. A wracając do Ludmily to jest ona moją dziewczyną. Oczywiście, jestem z nią dlatego, że ładnie to wygląda, nie czuje do niej nic więcej, przynajmniej tak mi się wydaje.  Ferro jednak jest wkręcona we mnie jak w jakiś zegarek Daniella Welingtona, albo Calvina Kleina, kocha mnie, no cóż nie dziwie się jej, w końcu jestem boski.
  Wchodzę do klasy w której czeka na mnie Angles, nie którzy mówią do niej Angie, ale zdrabnianie imion nigdy nie należało do moich ulubionych czynności.
-Witaj Federico, gotowy na prywatne lekcje? - nauczycielka podchodzi do keybordu i zaczyna grać pierwsze nuty do piosenki Show must go on zespołu Queen. Oczywiście idealnie trafiam w każdy dźwięk, szczerze nie wiem po co mi te lekcje, w końcu jestem tu najlepszy, jednak płace za nie o wiele więcej niż reszta uczniów, a to ukazuje mnie tylko w świetle bogatszego i bardziej uzdolnionego. I o to właśnie chodzi,ponieważ jestem gwiazdą stworzoną by błyszczeć.

Powitanie ♥

Witam ♥


Nazywam się Ola, większość z was zapewne kojarzy mnie z tego bloga, jak widać założyłam nowego  ♥
Już od bardzo dawna męczył mnie pomysł na coś nowego i postanowiłam go zrealizować ♥
O czym będzie? Mam nadzieje, że fabuła was zaskoczy, ponieważ blog opowiadać będzie o Federico ♥
Żadnych innych perspektyw, poglądów czy innych takich. Tylko i wyłącznie nasz cudowny Włoch, któremu mówiąc krótko, woda sodowa uderzyła do głowy ♥
Ale o tym przekonacie się w Prologu ♥
Na razie to tyle ♥
Mam nadzieje, że się wam spodoba



Pozdrawiam Ola ♥