Leże na łóżku wodnym ustawionym w moim drugim pokoju i czekam na przybycie Ludmily. Powinna być tu za trzy minuty i czternaście sekund, nienawidze jak ktoś się do mnie spóźnia, więc mam nadzieje, że zdąrzy. Mamy rocznice związku, więc nie chce się dziś z nią kłócić.
- Katrina, do mnie! - wołam swoją gosposie, która w ciągu kilku sekund stoi już w moich drzwiach.
- Tak paniczu? - jak ostatnia sierota ślęczy przy tych drzwiach i trzęsie się ze strachu, dlaczego Ci wszyscy ludzie tak na mnie reagują?
- Jak przyjdzie Ludmila przyprowadź ją tutaj, potem przynieś kwiaty, zerwij jakieś z ogrodu, potem przynieś kolacje, kiedy zawołam Cię, abyś sprzątnęła talerze, pospiesznie je weźmierz i wyjdziesz. Nie masz prawa wchodzić do tego pokoju, do jutrzejszego śniadania, zrozumiałaś?
- Tak jest paniczu, mogę odejść? - wykonuje ruch ręką, dając jej do zrozumienia, że ma się oddalić, jednak moja samotność nie trwa długo.
- Mogę wejść kochanie? - nie kurwa, zaprosiłem cię po to, żebyś postała pod drzwiami, gdzie ta dziewczyna ma mózg?
- Wchodź - po chwili do środka mojego pokoju wchodzi uśmiechnięta Ludmila - cześć skarbie, chciałeś mnie widzieć?
- Tak - wyjmuje za poduszki białą papierową torebkę z czarnym napisem Victoria's Secret i podaje zaciekawionej dziewczynie - wszystkiego najlepszego z okazji naszego roku.
- Drugiego roku - poprawia mnie, a ja posyłam jej zdziwione spojrzenie.
- Drugiego?
- Tak Fede, dwa lata razem - przewraca oczami i chyba nie za bardzo wierzy w moje dobre intencje.
- O jezu, co to za różnica? Jesteś ze mną to się ciesz - warczę i rzucam w nią torebką - lepiej idź do toalety się przebierz. Nie kupowałem tego na marne.
Słyszę ciche prychnięcie wychodzące z jej ust, a już po chwili blondi znika mi z pola widzenia, za drzwiami łazienki.
I w tym właśnie momencie do mojego pokoju wchodzi ta popaprana gosposia.
- Czy ja nie wyraziłem się jasno? Miałaś tu nie wchodzić! Naprawdę jesteś tak głupia? - po raz kolejny tego dnia ta bezużyteczna suka zlekceważyła mój rozkaz, oby miała poważny powód tego wtargnięcia.
- Kazał mi panicz przynieść kwiaty i kolacje, więc przyniosłam - niestabilny oddech, spojrzenie spierowane w dół, ale się boi, albo jest napalona.
- Wypieprzaj stąd w podskochach i nie wracaj do śniadania i nie waż się smarować jutrzejszego omletu Nutellą, bo zwariuje. A teraz z uśmiechem na ustach idź do mojego tatusia i powiedź, że jutro wieczorem odchodzisz. Albo ty załatwisz to w ten sposób, albo ja wezmę sprawy w swoje ręce, a to wcale nie będzie przyjemne.
Rozpłakana wybiega z mojego pokoju, w tych czasach trudno o dobrą pomoc domową, no cóż wybrakowanych plebsów warto się pozbywać.
Siadam na łóżku i próbuje zastanowić się nad życiem, kiedy nagle z łazienki wychodzi moja dziewczyna, ubrana w skąpą bieliznę i czarne lakierowane szpilki, z czerwonymi podeszwami od Christiana Louboutina. Muszę przyznać, że wygląda zniewalająco dobrze.
- Obróć się - blondynka posłusznie wykonuje moje polecenie i obraca się wokół własnej osi. Podniecenie jakie ogarnęło mnie w tej chwili jest nie do opisania. Fala gorąca uderzyła we mnie z nienacka, zacząłem stawać się niewolnikiem wdzięków, które ukazywała mi w całej swojej okazałości.
- Podoba Ci się kochanie? - wstaje z łóżka i podchodzę do onieśmielonej dziewczyny, delikatnie chwytam ją za dłonie i splatam nasze palce ze sobą - Jesteś przepiękna.
Ktokolwiek ze Studia słysząc taki komentarz padający z moich ust, zapewne dostałby zawału, albo bóg wie czego jeszcze. Komplementowanie innych nigdy nie przychodziło mi z łatwością, jednak uroda Ludmily zawsze budziła we mnie coś w rodzaju podziwu. Uważam ją za ideał kobiety, której w pełni należą się drobne, choć szczere komplementy.
- Dziękuje Federico - wyrywa swoją drobną rękę uścisku i przykłada do mojego policzka. Gładzi go przez chwile smukłymi palcami, zostawiając gorące ślady na mojej skórze.
- Nie dziękuj, to mój obowiązek - marszczę brwi i złośliwie się do niej uśmiecham - a teraz tańcz.
- Słucham? - zaniepokojona odsuwa się ode mnie o jeden krok do tyłu.
- Chce, żebyś dla mnie zatańczyła, widzisz w tym jakiś problem? - zagryzam dolną wargę, mam na nią ochotę i zrobię wszystko, aby wziąć ją tu i teraz.
- Federico nie chce tego robić, wstydzę się.
- Skoro się mnie wstydzisz, to nie widzę dla nas przyszłości, ubierz się i idź do domy - odwracam się do niej plecami i czekam na jej ruch. Wiem, że za chwile podejdzie do mnie i zrobi to co jej kazałem.
- Federico, ale ja - słyszę jak łamie jej się głos, jest bliska płaczu - błagam, nie rób mi tego.
- Jeżeli nie jesteś w stanie zrobić dla mnie czegoś tak prostego, to bezsensu jest to dalej ciągnąć - udaje podłamanego, aby nie wyjść na beszczelnego chama. Ale do przewidzenia jest to, że za moment pęknie i będzie próbowała zaspokoić moje porządanie.
- Zrobie to - oj maleńka, jesteś taka przewidywalna - tylko błagam nie zostawiaj mnie.
- Zobaczymy jak się spiszesz.
Po chwili zostaje brutalnie rzucony na łóżka, a dalej moim ciałem zajmuje się zdolna blondynka, której ruchy podczas tańca już na zawsze zostaną w mojej głowie.
- Katrina, do mnie! - wołam swoją gosposie, która w ciągu kilku sekund stoi już w moich drzwiach.
- Tak paniczu? - jak ostatnia sierota ślęczy przy tych drzwiach i trzęsie się ze strachu, dlaczego Ci wszyscy ludzie tak na mnie reagują?
- Jak przyjdzie Ludmila przyprowadź ją tutaj, potem przynieś kwiaty, zerwij jakieś z ogrodu, potem przynieś kolacje, kiedy zawołam Cię, abyś sprzątnęła talerze, pospiesznie je weźmierz i wyjdziesz. Nie masz prawa wchodzić do tego pokoju, do jutrzejszego śniadania, zrozumiałaś?
- Tak jest paniczu, mogę odejść? - wykonuje ruch ręką, dając jej do zrozumienia, że ma się oddalić, jednak moja samotność nie trwa długo.
- Mogę wejść kochanie? - nie kurwa, zaprosiłem cię po to, żebyś postała pod drzwiami, gdzie ta dziewczyna ma mózg?
- Wchodź - po chwili do środka mojego pokoju wchodzi uśmiechnięta Ludmila - cześć skarbie, chciałeś mnie widzieć?
- Tak - wyjmuje za poduszki białą papierową torebkę z czarnym napisem Victoria's Secret i podaje zaciekawionej dziewczynie - wszystkiego najlepszego z okazji naszego roku.
- Drugiego roku - poprawia mnie, a ja posyłam jej zdziwione spojrzenie.
- Drugiego?
- Tak Fede, dwa lata razem - przewraca oczami i chyba nie za bardzo wierzy w moje dobre intencje.
- O jezu, co to za różnica? Jesteś ze mną to się ciesz - warczę i rzucam w nią torebką - lepiej idź do toalety się przebierz. Nie kupowałem tego na marne.
Słyszę ciche prychnięcie wychodzące z jej ust, a już po chwili blondi znika mi z pola widzenia, za drzwiami łazienki.
I w tym właśnie momencie do mojego pokoju wchodzi ta popaprana gosposia.
- Czy ja nie wyraziłem się jasno? Miałaś tu nie wchodzić! Naprawdę jesteś tak głupia? - po raz kolejny tego dnia ta bezużyteczna suka zlekceważyła mój rozkaz, oby miała poważny powód tego wtargnięcia.
- Kazał mi panicz przynieść kwiaty i kolacje, więc przyniosłam - niestabilny oddech, spojrzenie spierowane w dół, ale się boi, albo jest napalona.
- Wypieprzaj stąd w podskochach i nie wracaj do śniadania i nie waż się smarować jutrzejszego omletu Nutellą, bo zwariuje. A teraz z uśmiechem na ustach idź do mojego tatusia i powiedź, że jutro wieczorem odchodzisz. Albo ty załatwisz to w ten sposób, albo ja wezmę sprawy w swoje ręce, a to wcale nie będzie przyjemne.
Rozpłakana wybiega z mojego pokoju, w tych czasach trudno o dobrą pomoc domową, no cóż wybrakowanych plebsów warto się pozbywać.
Siadam na łóżku i próbuje zastanowić się nad życiem, kiedy nagle z łazienki wychodzi moja dziewczyna, ubrana w skąpą bieliznę i czarne lakierowane szpilki, z czerwonymi podeszwami od Christiana Louboutina. Muszę przyznać, że wygląda zniewalająco dobrze.
- Obróć się - blondynka posłusznie wykonuje moje polecenie i obraca się wokół własnej osi. Podniecenie jakie ogarnęło mnie w tej chwili jest nie do opisania. Fala gorąca uderzyła we mnie z nienacka, zacząłem stawać się niewolnikiem wdzięków, które ukazywała mi w całej swojej okazałości.
- Podoba Ci się kochanie? - wstaje z łóżka i podchodzę do onieśmielonej dziewczyny, delikatnie chwytam ją za dłonie i splatam nasze palce ze sobą - Jesteś przepiękna.
Ktokolwiek ze Studia słysząc taki komentarz padający z moich ust, zapewne dostałby zawału, albo bóg wie czego jeszcze. Komplementowanie innych nigdy nie przychodziło mi z łatwością, jednak uroda Ludmily zawsze budziła we mnie coś w rodzaju podziwu. Uważam ją za ideał kobiety, której w pełni należą się drobne, choć szczere komplementy.
- Dziękuje Federico - wyrywa swoją drobną rękę uścisku i przykłada do mojego policzka. Gładzi go przez chwile smukłymi palcami, zostawiając gorące ślady na mojej skórze.
- Nie dziękuj, to mój obowiązek - marszczę brwi i złośliwie się do niej uśmiecham - a teraz tańcz.
- Słucham? - zaniepokojona odsuwa się ode mnie o jeden krok do tyłu.
- Chce, żebyś dla mnie zatańczyła, widzisz w tym jakiś problem? - zagryzam dolną wargę, mam na nią ochotę i zrobię wszystko, aby wziąć ją tu i teraz.
- Federico nie chce tego robić, wstydzę się.
- Skoro się mnie wstydzisz, to nie widzę dla nas przyszłości, ubierz się i idź do domy - odwracam się do niej plecami i czekam na jej ruch. Wiem, że za chwile podejdzie do mnie i zrobi to co jej kazałem.
- Federico, ale ja - słyszę jak łamie jej się głos, jest bliska płaczu - błagam, nie rób mi tego.
- Jeżeli nie jesteś w stanie zrobić dla mnie czegoś tak prostego, to bezsensu jest to dalej ciągnąć - udaje podłamanego, aby nie wyjść na beszczelnego chama. Ale do przewidzenia jest to, że za moment pęknie i będzie próbowała zaspokoić moje porządanie.
- Zrobie to - oj maleńka, jesteś taka przewidywalna - tylko błagam nie zostawiaj mnie.
- Zobaczymy jak się spiszesz.
Po chwili zostaje brutalnie rzucony na łóżka, a dalej moim ciałem zajmuje się zdolna blondynka, której ruchy podczas tańca już na zawsze zostaną w mojej głowie.
Zmęczony opadam na łóżko obok nagiej dziewczyny, która z trudem próbuje przykryć ciało kocem. Po kilku minutach patrzenia na jej męczarnie, postanawiam pomóc i szczelnie opatulam ją z każdej strony, aby nie zmarzła.
- Dziękuje - próbuje posłać mi szczery uśmiech, z którego wychodzi zniechęcający grymas. Jest smutna, ale szczerze mam to w dupie.
- No i co było tak źle? Nie potrafie zrozumieć czego tak bardzo się bałaś.
- Nie było fajne Federico, czułam się jak dziwka - z trudem wymawia ostatnie słowo, a po jej policzku spływa samotna łza i, że teraz będzie mi się tu rozklejać tak?
- Ale moja dziwka - mówię pewnym głowem i zerkam na reakcje Ludmily.
W sumie na jej brak reakcji. Ferro nie jest w stanie mi się przeciwstawić, zdaje sobie sprawę z tego, że niesubordynacja, może pozbawić ją mnie, a tego po prostu by nie przeżyła.
- A co z nami? Nie zostawisz mnie prawda? - obracam głowę w jej stronę i zatapiam oczy w czystym bursztynie.
- Uznajmy, że podołałaś zadaniu.
- Czyli, że dalej jesteśmy razem? - pyta z nieukrywaną nadzieją.
- Tak, ale musisz starać się trochę bardziej, bo zaczynam męczyć się tym związkiem - muszę ją trochę postraszyć, niech nie myśli sobie, że wszystko będzie proste.
- Federico, ale ja już staram się jak mogę, trudno mi być blisko Ciebie, kiedy stawiasz między nami mur.
- Ludmila nie każe Ci być blisko, tylko każe Ci się starać, kupiłaś mi w ogóle jakiś prezent na rocznice? - no chyba nie przyszła do mnie z pustymi rękoma, mam nadzieje, że to jakiś ładny zegarek, albo drogie perfumy.
- Tak, mam - dziewczyna sięga po torebkę firmy Chanel i wyjmuje z niej średnie pudełko, które wcale nie przypomina zegarka - Proszę kochanie.
Rozpakowywuje karton, a moim oczom ukazuje się ramka z naszym zdjęciem.
- Co to jest? - pytam zdenerwowany.
- To zdjęcie zrobiliśmy w pierwszym tygodniu naszego związku, pomyślałam, że kiedy Ci je dam to zrobi Ci się miło.
- Robisz sobie ze mnie jaja Ludmila? - rzucam ramkę w ścianę, a ta roztrzaskuje się na drobne kawałki - to ja kupuje Ci drogą bieliznę, a ty dajesz mi taki śmieć?
- Federico, ale ja myślałam, że...
- Nie myśl Ludmila, nie myśl, bo Ci to nie wychodzi. Wyjdę teraz się przewietrzyć, a ty zastanów się nad sobą - zakładam na ciało ubrania, których wcześniej zostałem pozbawiony i wsłuchuje się w cichy szloch -czy ty zawsze musisz wszystko spieprzyć Ferro?
Nie czekam na odpowiedz tylko wychodzę z pokoju zostawiając roztrzęsioną blondynkę samą. Jak ona mogła mnie tak zlekceważyć? Muszę poważnie zastanowić się nad naszym związkie, bo jak narazie nie mam ochoty być z kimś tak beszczelnym jak ona.
- Dziękuje - próbuje posłać mi szczery uśmiech, z którego wychodzi zniechęcający grymas. Jest smutna, ale szczerze mam to w dupie.
- No i co było tak źle? Nie potrafie zrozumieć czego tak bardzo się bałaś.
- Nie było fajne Federico, czułam się jak dziwka - z trudem wymawia ostatnie słowo, a po jej policzku spływa samotna łza i, że teraz będzie mi się tu rozklejać tak?
- Ale moja dziwka - mówię pewnym głowem i zerkam na reakcje Ludmily.
W sumie na jej brak reakcji. Ferro nie jest w stanie mi się przeciwstawić, zdaje sobie sprawę z tego, że niesubordynacja, może pozbawić ją mnie, a tego po prostu by nie przeżyła.
- A co z nami? Nie zostawisz mnie prawda? - obracam głowę w jej stronę i zatapiam oczy w czystym bursztynie.
- Uznajmy, że podołałaś zadaniu.
- Czyli, że dalej jesteśmy razem? - pyta z nieukrywaną nadzieją.
- Tak, ale musisz starać się trochę bardziej, bo zaczynam męczyć się tym związkiem - muszę ją trochę postraszyć, niech nie myśli sobie, że wszystko będzie proste.
- Federico, ale ja już staram się jak mogę, trudno mi być blisko Ciebie, kiedy stawiasz między nami mur.
- Ludmila nie każe Ci być blisko, tylko każe Ci się starać, kupiłaś mi w ogóle jakiś prezent na rocznice? - no chyba nie przyszła do mnie z pustymi rękoma, mam nadzieje, że to jakiś ładny zegarek, albo drogie perfumy.
- Tak, mam - dziewczyna sięga po torebkę firmy Chanel i wyjmuje z niej średnie pudełko, które wcale nie przypomina zegarka - Proszę kochanie.
Rozpakowywuje karton, a moim oczom ukazuje się ramka z naszym zdjęciem.
- Co to jest? - pytam zdenerwowany.
- To zdjęcie zrobiliśmy w pierwszym tygodniu naszego związku, pomyślałam, że kiedy Ci je dam to zrobi Ci się miło.
- Robisz sobie ze mnie jaja Ludmila? - rzucam ramkę w ścianę, a ta roztrzaskuje się na drobne kawałki - to ja kupuje Ci drogą bieliznę, a ty dajesz mi taki śmieć?
- Federico, ale ja myślałam, że...
- Nie myśl Ludmila, nie myśl, bo Ci to nie wychodzi. Wyjdę teraz się przewietrzyć, a ty zastanów się nad sobą - zakładam na ciało ubrania, których wcześniej zostałem pozbawiony i wsłuchuje się w cichy szloch -czy ty zawsze musisz wszystko spieprzyć Ferro?
Nie czekam na odpowiedz tylko wychodzę z pokoju zostawiając roztrzęsioną blondynkę samą. Jak ona mogła mnie tak zlekceważyć? Muszę poważnie zastanowić się nad naszym związkie, bo jak narazie nie mam ochoty być z kimś tak beszczelnym jak ona.